Każdy kierujący pracownikami musi mieć świadomość, że mamy obowiązek stworzyć swoim pracownikom takie warunki pracy, w jakich pozwolilibyśmy ją wykonywać własnym dzieciom – rozmowa z pracownikami firmy Houghton: Radosławem Gajdą oraz Arturem Szczęsnym.
Rozmawiamy na terenie firmy Volkswagen Motor Polska w Polkowicach, dla której firma Houghton Polska świadczy rozmaite usługi serwisowe w ramach programu TFM /Total Fluid Management/ m.in. kompleksowa gospodarka smarownicza, pełna obsługa w zakresie dystrybucji środków chemicznych i prace dodatkowe tak, jak usługi czyszczeń technicznych układów, czy gospodarka odpadami. Doceniając wysokie zaangażowanie swojego kontrahenta w bezpieczeństwo, Volkswagen zaprosił go do udziału w organizowanych przez siebie Dniach Bezpieczeństwa. Celem tego zabiegu było przybliżenie pracownikom VW codziennych zadań realizowanych przez Houghton.
Bezpieczeństwo jest w tej złej sytuacji, że raportuje zazwyczaj wypadki, czyli porażki. Dział finansowy nie raportuje ile stracił tylko ile zyskał. Sprzedaż nie raportuje ile nie sprzedała, tylko ile sprzedała.
Zaproszenie do współorganizowania dni bezpieczeństwa to spore wyróżnienie.
A.S. Dla nas, jako firmy zewnętrznej – na pewno, biorąc pod uwagę jak ważne dla naszej organizacji są standardy bezpieczeństwa. Postaraliśmy się podejść do tematu poważnie, a w związku z brakiem doświadczeń w tego typu wydarzeniach, skorzystaliśmy z pomocy firmy doradczej Kirschstein&Partner. Efekt przerósł oczekiwania, ponieważ ciekawe i sprawdzone sposoby interakcji z pracownikami zaproponowane przez K&P pozwoliły zainteresować bezpieczeństwem ogrom osób. Z drugiej strony, zawodowo zajmujemy się na przykład czyszczeniami technicznymi, podczas których nasi pracownicy często znajdują się w strefach bardzo niebezpiecznych, jak np. przestrzenie ograniczone. W szczególnych przypadkach (przestrzenie z pozwoleniem na wejście) warunki są tak trudne, że muszą posługiwać się aparatami oddechowymi. Dlatego nieustannie ich szkolimy, uświadamiamy, organizujemy cotygodniowe spotkania na których poruszamy różne tematy związane z bezpieczeństwem - pracę w przestrzeni ograniczonej, przemieszczanie się wózkiem widłowym, wchodzenie na drabinę, pracę na wysokości…
R.G. Przeprowadziliśmy zadaniową ocenę ryzyka - każde zadanie wykonywane przez pracowników mamy rozpoznane od momentu wejścia na halę aż do jej opuszczenia. Dzięki temu uzyskaliśmy dwa efekty: poznaliśmy zagrożenia, co pozwala nam pracować nad ich eliminacją, ale też okazało się, że wykonywaliśmy dużo niepotrzebnych czynności dodatkowych. Ten drugi efekt wprost przekłada się na wynik finansowy, ponieważ odpowiednio optymalizując pracę mogliśmy uniknąć niepotrzebnych strat.
Ocena ryzyka była dokonana tylko dla waszych pracowników, czy również dla pracowników Volkswagena?
A.S. Tylko dla naszych, ale chciałbym jasno podkreślić jeden fakt. Pracujemy razem z klientem i mamy ze sobą stały kontakt. Gdy jako Houghton wprowadziliśmy Lockout/Tagout, zostało to zauważane przez pracowników Volkswagena. Na początku była to dla wszystkich nowość, ale po krótkich dyskusjach z naszymi pracownikami, to wdrożenie zyskało uznanie.
Relacje między pracownikami są dobre?
A.S. Przez firmę Volkswagen nie jesteśmy traktowani jako obca firma zewnętrzna, lecz bardziej jako partner. Działa to też w drugą stronę, traktujemy pracowników firmy VW jak własnych. Jeżeli zauważymy, że wykonują jakieś czynności w sposób niebezpieczny, to zwracamy na to uwagę i z nimi rozmawiamy; z kolei pracownik firmy Volkswagen może zwrócić uwagę naszym ludziom. Jak pokazał dzisiejszy Dzień Bezpieczeństwa, jesteśmy jedną drużyną. Uważamy, że naszym obowiązkiem jest stworzenie wszystkim pracownikom możliwie bezpieczniejszych warunków pracy, tak żeby po jej zakończeniu mogli wracać cali do swoich rodzin. Powtarzam na każdym kroku: wysyłając swoich pracowników do pracy myślę o nich tak, jakbym wysyłał tam własne dzieci – to naprawdę zmienia punkt widzenia.
R.G. Cieszę się, że Artur posłużył się tym cytatem - to są słowa wiceprezydenta naszej firmy, który uważa przestrzenie ograniczone za największe ryzyko jakie może wystąpić. Wpływ na ten pogląd ma również to, że jego bliski kolega zginął w takiej przestrzeni. Z rozmów z naszymi pracownikami wynika, że wielu spośród nich było w poprzednich miejscach zatrudnienia świadkami zarówno zdarzeń potencjalnie wypadkowych, gdzie o mały włos ktoś nie zginął, jak i takich gdzie dochodziło do tragedii: czyścili maszynę bez założonej blokady LOTO, ktoś ją włączył i cudem wyskoczyli gdy zaczęło na nich jechać całe urządzenie. Inny przypadek – na trzeciej zmianie pracownik miał niezabezpieczony otwór, wpadł i prawie utopił się w kadzi z chłodziwem, bo nie było nikogo żeby mu pomóc. To są przypadki z życia wzięte – dlatego robimy wszystko, by podobne przypadki nie mogły mieć miejsca u nas.
Wszędzie macie takie warunki współpracy jak w Volkswagenie?
R.G. Niestety nie. Są wiodące firmy, światowej klasy jak tutaj, mówiące tym samym językiem co my. Niestety wciąż są też takie, których działanie kończy się na deklaracjach, a tak naprawdę zrzucają na nas to co jest dla nich niewygodne. Takie delegowanie ryzyka – to najprostszy sposób. Uważam jednak, że wiele spraw jest do rozwiązania w łatwy sposób. Podczas bezpośredniej rozmowy na odpowiednim szczeblu zawsze można znaleźć nić porozumienia - nikt nie lubi przecież słuchać, że stwarza zagrożenie dla pracowników, zwłaszcza jeśli reprezentuje dużą firmę z zagranicznym kapitałem. Podczas takiej rozmowy komuś z kierownictwa zapala się czerwona lampka – „W moim zakładzie? Niemożliwe” – po czym szuka winnych. Sporo spraw wynika również z pomysłów na niższym poziomie zarządzania. Miałem kiedyś przypadek, gdzie jeden z operatorów pracujący dla naszego klienta zażądał żeby wyczyścić zbiornik. Problem polegał na tym, że rzecz miała miejsce na 3-ciej zmianie, gdzie możliwości asekuracji były mniejsze niż w ciągu dnia. Kiedy pracownicy zgłosili mi to zdarzenie, w pierwszej chwili pomyślałem, że robią sobie żarty. Okazało się jednak, że nasi pracownicy bali się odmówić, ponieważ klient był priorytetem. Dlatego teraz mocno pracujemy nad wzmocnienie prawa pracownika do powiedzenia „nie” i powstrzymania się od pracy – zawsze kiedy pracownik widzi w niej jakiekolwiek niekontrolowane zagrożenie lub nawet ma wątpliwości czy to co ma do zrobienia będzie bezpieczne. Mamy korporacyjne Zasady Kardynalne, które jednak nie są obostrzeniem dla pracowników, a raczej ich tarczą przed nadużyciami. Spełnienie wymagań klienta od strony biznesowej są oczywistym priorytetem, ale tylko i wyłącznie gdy możemy zapewnić bezpieczne metody pracy. Nie może być sytuacji, w której robimy coś ad hoc tylko po to, żeby zyskać nowy kontrakt lub zarobić dodatkowe pieniądze. Dzięki bezkompromisowemu poparciu z samej góry, te czasy się skończyły.